Skąd się biorą hodowlane mity wokół amadyn? Główne powody są dwa. Pierwszy to początki hodowli tych ptaków - a te były bardzo trudne - amadyny przywożone wprost z naturalnych warunków żyły krótko i z różnych stron padały mniej lub bardziej nierozsądne porady i karkołomne wyjaśnienia ich kiepskiej kondycji.
Niektóre moje porady i spostrzeżenia mogą być nieadekwatne do mutacji amadyn - hoduję wyłącznie naturalnie ubarwione ptaki, a mutacje genetyczne jak wiadomo "rządzą się swoimi prawami" - mogą mieć różną srednią życia, podatność na konkretne choroby, inne wymagania dotyczące żywienia etc.
Druga kwestia to po prostu specyfika każdego hobby, które "za mocno wejdzie w krew". Znacie to uczucie gdy chcecie kupić rower żeby pojeździć po miejskich ścieżkach i zawsze znajdzie się jakiś znawca-kolarz, który powie wam, że zwykły rower jest bez sensu - musi być z karbonową ramą i węglową pompką ze złotą końcówką - inaczej to żadna jazda ;) Podobnie jest i u hodowców - znajdziecie wywody o tym, że chodzą wyrywać jakieś wyjątkowo zdrowe zioła z torfowiska o poranku albo kupują larwy rzadkich mrówek i dzięki temu mają wspaniałe lęgi u swoich podopiecznych - każdy ma jakieś "cudowne recepty" bez których ptaki (ich zdaniem) nie będą się zdrowo rozwijać. Jednym z najczęściej powielanych mitów jest:
Temperatura
Ten element związany jest z pierwszym z wymienionych powodów. Hodowcy kiedyś uznali, że amadyny często zdychają z powodu niskiej temperatury, no bo wiadomo - pochodzą z Australii a tam jest cholernie ciepło. Dlatego do dzisiaj można spotkać informacje, że te ptaki potrzebują 25-28 stopni temperatury otoczenia. Problemem hodowlanym kilkadziesiąt lat temu (i wcześniej) były co najwyżej nie tyle niskie temperatury ile jej ciągłe zmiany oraz przeciągi. Ludzie mieszkali w kamienicach ogrzewanych piecami i temperatury skakały wielokrotnie w ciągu dnia zależnie od tego kto i jak napalił w piecu - takie wahania dla tych ptaków rzecz jasna nie są dobre. Zmieniło się to w okresie powstania nowocześniejszych osiedli i centralnego ogrzewania - ale też nie do końca. Osoby mieszkające w domkach i oszczędzające na ogrzewaniu (albo będące "eko") mają często tendencję do wyłączania ogrzewania w zimie na czas wyjścia do pracy i włączania po powrocie - takie ciągłe skoki temperatury dla amadyn mogą być bardzo szkodliwe - nie kupuj ptaków jeśli nie będziesz w stanie zapewnić im stabilizacji w tym zakresie.
Amadyny będą spokojnie żyć w temperaturze jaką my odczuwamy za komfortową: 20-22 stopnie ich nie zabiją, nawet jak kilka dni temperatury będą jeszcze niższe to nic złego im się nie stanie (nieco inaczej jest w okresie pierzenia i okresie lęgowym - zwłaszcza podczas znoszenia jajek - tutaj trzeba uważać na duży spadek temperatury i jest tak w przypadku większości hodowlanych gatunków ptaków egzotycznych). Osobna kwestia jest taka, że kolejne pokolenia hodowlanych amadyn są coraz lepiej przystosowane do warunków domowych.
Jest przy tym jedno ale. Otóż są hodowcy, którzy trzymają się owych zaleceń sprzed kilkudziesięciu lat i utrzymują stałą temperaturę około 28 stopni. Jeśli takie ptaki przeniesiemy do zimniejszego pomieszczenia to mogą czuć się nieszczególnie - to tak jak ludzie żyjący całe życie w ogrzewanym mieszkaniu - nagle przenoszą się do chłodniejszego domu i dostają przeziębienia. Dlatego zawsze warto pytać w jakich warunkach hodowca od którego kupujemy zwierzęta trzyma swoje ptaki - i przynajmniej na początku musimy zapewnić im zbliżone warunki u siebie.
Amadyny żyją krótko
W naturze - fakt. Są publikacje, w których obliczano ich średnią życia w pewnych okresach na 2,5 roku (bo śmiertelność młodych w ciągu pierwszego roku życia jest ogromna) - naukowcy od dawna twierdzą, że w naturze amadyny żyją statystycznie zbyt krótko (przez drapieżniki, choroby, głód - przegraną walkę o pokarm z silniejszymi gatunkami, okresowe pożary, często brak dostępu do czystej wody w trakcie suszy) i to jeden z powodów ich wymierania jako gatunku. W hodowli takich problemów nie mają - amadyny żyją średnio 6-8 lat (i oczywiście są tu też "odchylenia" w obie strony) - o ile mają zapewnione dobre warunki. Są jednak hodowcy, którzy twierdzą, że amadyny żyją znacznie krócej. Czy kłamią? Niekoniecznie - najwyraźniej ich ptaki tyle właśnie żyją - i to powinna być ważna wskazówka przed zakupem.
Lata temu kupiłem dwie amadyny u hodowcy papug, który przy okazji miał też amadyńce. Nawiasem mówiąc pisał on różne poradniki (pozując na fachowca) na temat ptaków i między innymi twierdził, że 2 letnia amadyna to ma już pół życia za sobą. Ptaki które mi przysłał przez PKP (wtedy to była jedyna możliwość) były przed pierwszym pierzeniem wbrew telefonicznym ustaleniom - no ale pal licho, machnąłem na to ręką - "wypierzą się u mnie". Zauważyłem jednak, że jednemu pazurek rośnie "w drugą stronę" - pewnie wada genetyczna. Po wypierzeniu okazało się, że nie są w standardowych kolorach - piersi ni to białe ni to lekko liliowe. I faktycznie dożyły tylko około 3 lat - dostały stopniowego zaniku równowagi poprzedzonego nienaturalnym wykręcaniem główki (często znajdziemy w sieci informację o tym schorzeniu: "twirling", "stargazing"), które prędzej czy później postępuje i kończy się zwykle śmiercią. Czasem takie objawy dają różne infekcje np. paramyksowiroza, czasem również choroby związane z uchem środkowym i te niekiedy daje się wyleczyć ale w przypadku przypadłości o podłożu genetycznym już nie. Wspomniane ptaki miały te objawy koło roku ale spotyka się przypadki dziwnego wykręcania główek i stopniowego pogarszania się równowagi nawet i przez kilka lat. Tak więc jeśli "hodowca" rozmnaża ptaki z takimi wadami, albo stosuje chów wsobny to one rzeczywiście długo nie pożyją. Nawiasem mówiąc to był pierwszy i ostatni raz gdy kupiłem zwierzaka zdalnie.
Amadyny są kiepskimi rodzicami
Ten mit bierze się jeszcze z czasów, gdy ciężko było rozmnożyć amadyny ściągnięte z warunków naturalnych do hodowli. Nawet jak zniosły jaja to albo ich nie wysiedziały albo nie karmiły młodych. Hodowcy wpadli w końcu na pomysł podrzucania jajek mewkom japońskim. Są to małe ptaszki z silnym instynktem rodzicielskim - wysiedzą i wykarmią wszystko ci się im podrzuci ;) I tak zaczęła się na dobre nowa era hodowlana amadyn - zamiast pozyskiwać je z natury zaczęto je rozmnażać z sukcesami w hodowli.
Obecnie wszystkie hodowane amadyny są urodzone w wolierach/klatkach i jeśli mają odpowiednie warunki to powinny rozmnażać się bez problemów. Oczywiście zawsze znajdą się pary (jak u każdego gatunku), które nie doprowadzą lęgów do końca - z różnych powodów - ale absolutnie nie można powiedzieć, że to jest charakterystyczne dla amadyńców.
Innym mitem jest też to, że amadyna wychowana przez mewkę japońską nie jest później zdolna do wychowu młodych - to zasadniczo nie ma też potwierdzenia w faktach. Mit ten to pokłosie "farm amadyn", które kiedyś były plagą - ptaki były w takich miejscach bezpardonowo eksploatowane przy lęgach i ciągłym znoszeniu jajek, które potem podrzucano mewkom. Stąd "produkcja" dużej ilości ptaków - ale o niskiej jakości genetycznej, słabych - i takie potomstwo mogło faktycznie przynosić różne problemy. Dodatkowo mewki mogły być też nosicielami groźnych dla amadyn pasożytów. Takie "hodowle" nie są już na szczęście dużym problemem w dzisiejszych czasach (przynajmniej w naszym kraju), a jeśli mewki z jakiegoś powodu wychowują młode zdrowych amadyn (np. przez śmierć rodziców - hodowca ratuje młode dzięki mewkom) to dorosłe ptaki odchowane w ten sposób nie będą różnić się w zachowaniu od innych amadyn.
Nie dla początkujących!
To też pochodna trudności z hodowlą sprzed kilkudziesięciu lat - ciągnie się ten stereotyp do dzisiaj. Często można przeczytać, że amadyny to ptaki dla doświadczonych hodowców i najlepiej na początek zacząć od zeberek (amadyny zebrowatej). No więc przy zeberce będzie trzeba robić dokładnie to samo co przy amadyńcach - tak samo je żywimy i tak samo się nimi opiekujemy - nie ma żadnej różnicy. Owszem - zeberka jest odporna na sternostomatozę (poniżej więcej) ale nic poza tym. Może chodzi o to, że jest kilkakrotnie tańsza - ale o zwierzęta należy dbać niezależnie od tego ile za nie zapłaciliśmy.
Innymi słowy - jeśli przeczytasz porady na choćby mojej stronie i będziesz je stosować to możesz spokojnie zacząć trzymać ptaki w domu zaczynając od amadyn wspaniałych, to nie jest fizyka kwantowa. Inna sprawa, że może niektórzy hodowcy chcą być widziani jako elitarni specjaliści w tej dziedzinie i stąd takie głosy o trudności w hodowli tego gatunku - tak czy inaczej jest to nieprawda.
sternostoma tracheacolum
Na pewno przeczytacie w sieci, że to największe zagrożenie dla amadyn. Z jednej strony tak - jest to roztocz, który żyje sobie na workach powietrzych w ptasich płucach. W naturze jest to duży poroblem - niektórzy badacze podejrzewają, że roztocz ten przywędrował do Australii wraz z kanarkami, które zabierali ze sobą osadnicy, z kolei Mike Fidler jest przekonany, że to sprawka migrującego ptactwa wodnego. Tak czy inaczej amadyny wspaniałe zaatakowane przez tego pajęczaka mogą z jego powodu zdechnąć i tak się zwykle dzieje jeśli nie zostanie podany jakiś środek na te pasożyty (zwykle działa iwermektyna). Pytanie tylko skąd akurat Twoje ptaki miały by to załapać? Tak naprawdę tego pasożyta ma mniej ptaków niż się wydaje - zawsze jak amadyna zaczyna kichać czy ciężej oddychać to pierwszą myślą jest sternostomatoza - bo kwestia tego rotocza jest dość szeroko opisywana. W zasadzie jedyna możliwość żeby Twój ptak miał te pajęczaki to kupno już chorego ptaka (na początku tego problemu nie widać) z jakieś kiepskiej hodowli - te pajęczaki w fazie dorosłej krótko żyją poza organizmem nosiciela - od czasu liczonego w godzinach po kilkanaście dni w sprzyjających okolicznościach (gorący i wilgotny klimat).
Innym sposobem na przywleczenie tego pasożyta jest kupno zeberki - ma ona silny uład immunologiczny i nawet jeśli załapie te pajęczaki, to utrzymają się one w formie nieszkodliwej, przedlarwalnej i nie rozwijają się w organizmie tego ptaka - stąd często hodowcy nawet nie wiedzą, że ich zeberki posiadają takowego dodatkowego "mieszkańca". Dlatego też hodowcy amadyn unikają łączenia tych gatunków, bo nawet podanie zeberce iwermektyny niekoniecznie zabije pasożyta w tej fazie - a jak zostanie wykichany na pokarm - przejmie go amadyna i u niej rozwinie się bez problemu - więc to pewna loteria "czy zeberka ma sterno czy nie ma".
Problemem jest również to, że ciężko spotkać weterynarza, który zna się dobrze na ptakach egzotycznych - stąd też często lekarze najpierw podają iwermektynę, a jak nie pomaga to szukają przyczyny gdzie indziej - a niejednokrotnie powinno być odwrotnie.
Szczepione ptaki
I tym sposobem przechodzimy do kolejnego punktu programu - czyli ogłoszenia, w których hodowca sprzedaje "zaszczepione" ptaki. Jak dopytujemy cóż to za szczepionkę im zaaplikował to prawie zawsze okazuje się, że jego amadyny dostały kroplę wspomnianej wyżej iwermektyny na skórę. Innymi słowy "na zapas" zaaplikował im lek na pasożyty. Ten lek działa w taki sposób, że zabija istniejące u ptaka pasożyty i nie działa zbyt długo - po kilkunastu dniach trzeba tę czynność powtórzyć (bo dorosłe pajęczaki zginą ale ich złożone jaja już nie - i w międzyczasie gdy lek przestaje działać wylęgają się nowe roztocza). Iwermektyna jest bardzo silnym środkiem i jeśli podajemy ją "na wszelki wypadek" zdrowemu ptakowi to po pierwsze przed niczym go nie chronimy (no chyba, że przez tydzień), po drugie możemy negatywnie wpłynąć na jego zdrowie, bo ten lek co najwyżej obciąży wątrobę ale pożytecznego nic na pewno nie zrobi.
Jeśli więc hodowca podaje "z góry" ten lek to albo jego stado posiada pasożyty albo nie ma pojęcia co to jest szczepionka i kieruje się branżowymi mitami - a potem stwierdzi, że amadyny żyją max 3-4 lata - i już wiemy dlaczego ;)
I tu od razu wyjaśnię tę kwestię w kontekście zakupu. Jeśli hodowca twierdzi, że "zaszczepił" ptaki i zrobił to podając iwermektynę to:
- jego ptaki mają pasożyty i są w trakcie leczenia,
- hodowca nie wie czy jego ptaki mają pasożyty,
- hodowca zakłada, że jego ptaki mają pasożyty, bo trzyma je w takich, a nie innych warunkach.
Nie ma czwartego wyjaśnienia - są tylko te trzy. W pierwszym przypadku, jeśli hodowca uczciwie informuje, że jego ptaki są w trakcie leczenia, a ty mimo to z jakiegoś powodu chcesz je kupić, to OK - dowiedz się na jakim etepie jest to leczenie i kontynuuj je u siebie (co prawda dziwny zakup ale nie mnie oceniać).
W pozostałych 2 przypadkach hodowca daje lek przed zakupem, bo jak jego amadyny mają pasożyty, to po aplikacji leku rzeczywiście poczują chwilową poprawę i kupujący będzie przekonany, że kupił zdrowego ptaka. Niestety z pasożytami nie walczy się jedną dawką leku - iwermektyna zabije dorosłe osobniki ale jaja już nie i problem wróci po kilkunastu dniach - już u nowego nabywcy. A hodowca powie "przecież sprzedałem zdrowe ptaki" - i o to w tym wszystkim chodzi.
Na koniec - podawanie leku jako "szczepionki" ma tyle sensu co na przykład branie co jakiś czas antybiotyku profilaktycznie - mam nadzieję, że takie porównanie jest trafne i wyjaśnia w prosty sposób sprawę.
Więcej jodu
Faktycznie przyjęło się, że amadyny (i inne australijskie ptaki) potrzebują tego pierwiastka w nieco większej dawce niż inne popularne gatunki hodowlane - aczkolwiek naukowego potwierdzenia tego faktu nie ma. Należy też wiedzieć, że trzeba naprawdę fatalnie karmić nasze ptaki żeby zafundować im niedobór jodu. Jod znajduje się w każdej dobrej karmie, duża jego ilość jest w jajku (a więc też karmie jajecznej), zielonkach oraz produktach morskich - bogatym źródłem są pokruszone muszle ostryg czy popularna kość mątwy-sepia, czasem hodowcy dają algi morskie brunatne lub spirulinę morską, które też zawierają ten pierwiastek. Innymi słowy - jeśli karmimy amadyny jak należy to brak jodu im nie grozi. Mit bierze się sprzed kilkudziesięciu lat i z czasów gdy wiedza o żywieniu amadyn była znikoma. Pamietam jeszcze jak będąc dzieciakiem (w latach '80 ubiegłego wieku), uczęszczałem na koło ornitologiczne i pochłaniałem każdą dostępną publikację na temat ptaków - i były ówcześnie spory hodowców na przykład na temat "czy pokarm jajeczny szkodzi amadynom" - i większość twierdziła, że szkodzi. Jednocześnie w tych czasach zaczęły się poważne badania naukowe amadyn w naturze i dopiero one przyniosły konkretne, rzetelne informacje, również o żywieniu - zauważono między innymi, że amadyny jedzą czasem owady (a więc karma jajeczna jako substytut to jednak całkiem niezły pomysł).
Jeśli amadyny mają ubytki upierzenia, a są dobrze karmione to powodów tych ubytków upatrywać należy gdzie indziej - i przed zakupem jakiegoś "cudownego" preparatu warto pamietać o tym, że jod jest toksyczny i podając go w nadmiarze możemy ptakom zaszkodzić.
Z tamtych lat pamiętam też jakie ubogie były karmy w sprzedaży - wszystko to sprawia, że faktycznie może jakiś deficyt, w tym jodu, można było na amadyny nieświadomie sprowadzić (i w takiej sytuacji braki w upierzeniu będą na całym ciele, a nie tylko na główce i karku/szyi). Stąd też każdy ubytek w upierzeniu czy "łysienie amadyn" kwitowane jest do dzisiaj stwierdzeniem - "potrzebują więcej jodu". No więc niekoniecznie - jeśli amadyny mają ubytki upierzenia, a są dobrze karmione to powodów upatrywać należy gdzie indziej - i przed zakupem jakiegoś "cudownego" preparatu pamietać o tym, że jod jest toksyczny i podając go w nadmiarze możemy ptakom zaszkodzić.
Mit bierze się też stąd, że część przypadłości amadyn związanych z piórami (łysienie na główce) ustępuje samo, bez leczenia, przy następnym pierzeniu lub przepierzeniu przyspieszonym podczas normalnego sezonu - a ponieważ hodowcy "leczą" je w tym czasie dając np. więcej witamin czy jodu (tudzież innego "superskładnika leczącego łysienie amadyn"), to na koniec uznają, że to właśnie im pomogło i potem puszczają dalej mit w obieg: "podałem jod - trwało to miesiące ale zadziałało", albo "trwało to rok ale w końcu wyleczyłam amadynę":

Co prawda zawsze znajdą się i tacy rozsądni hodowcy, którzy piszą wtedy użytkownikom, że amadyna przepierzyłaby się i tak bez jodu czy jakichś preparatów podczas następnego pierzenia (czyli najczęściej właśnie za rok), bo to ma z reguły podłoże genetyczne (pod tym linkiem przeczytacie więcej o pracy dr. Sarah Pryke na ten temat). W zasadzie jedyny warunek to eliminacja "wyzwalacza" jakim najczęściej jest stres ptaka. Jednak mimo to ludzie są skłonni wierzyć bardziej w działanie jakiegoś magicznego składnika ponieważ:
Uwielbiamy suplementy
Zwłaszcza my - Polacy - jesteśmy bowiem w czołówce krajów, w których ludzie najczęściej kupują sobie suplementy, witamy i "cudowne leki". Niestety przenosimy to również na hodowlę i bardzo często widać posty początkujących hodowców, którzy pokazują buteleczki z cynkiem, jodem, witaminami, iwermektyną i diabli wiedzą czym jeszcze - i pytają czy to wystarczy czy może kupić coś dodatkowo. Zanim jeszcze poznali dokładnie kwestię żywienia amadyn to już nabyli suplementy i leki - nawiasem mówiąc niepotrzebne w 99% przypadków.
Spotkałem się też z twierdzeniem hodowcy na polskiej grupie o amadynach, że "skoro ktoś produkuje te preparaty dla ptaków to na pewno są potrzebne i bezpieczne w użyciu" - ludzka naiwność nie zna granic (delikatnie mówiąc :) Moja rada - zapewnij ptakom odpowiednie żywienie i warunki zewnętrzne (klatka, oświetlenie, święty spokój), a po preparaty sięgaj ewentualnie tylko w czasie choroby ptaka, po konsultacji z weterynarzem. Pamiętaj, że nie jest tak, że np. witamin nie da się przedawkować - da się i podobnie jak w przypadku przedawkowania jodu może to mieć w dłuższym okresie czasu nieprzyjemne skutki.
Oczywiście wiem, że jest to "głos wołającego na puszczy" - kupowanie suplementów to sprawa związana z meandrami psychiki i ot tak nie da się tego przetłumaczyć - ale przynajmniej spróbowałem ;)
BO W NATURZE...
Bardzo często odwołujemy się do zachowania zwierząt w naturze - i słusznie. Problem jest wtedy gdy robimy to bezrefleksyjnie. Prosty przykład: gdybyśmy zaobserwowali co obecnie (sierpień) jedzą amadyny na przykład w rejonie Kimberley w Australii to moglibyśmy dojść do wniosku, że żywią się 1-3 gatunkami traw i piją brudną wodę z domieszką gliny. Takie skromne żywienie bierze się z trudnych warunków naturalnych jakie obecnie tam panują i ptaki po prostu nie mają wyjścia - jedzą i piją to co jest akurat dostępne - przeniesienie tego do hodowli może być akurat słabym pomysłem. Przed badaczami ptaków stoi więc nie tylko zadanie zbadania co ptaki jedzą obecnie na danym terenie ale też do czego mogą mieć dostęp w różnych porach roku i co jadły w okresie gdy natura nie była zdewastowana i można było znaleźć więcej różnorodnego pokarmu (co oznacza zbadanie ptasiego menu sprzed na przykład 200 lat). Dopiero w takiej sytuacji, mając odpowiednią wiedzę można odwoływać się do natury. O tym należy pamiętać hodując jakiekolwiek zwierze - warunki hodowlane nijak się bowiem mają do natury, a dzisiejsza natura często nijak ma się do warunków idealnych. Więcej na ten temat przeczytasz we wpisie "Amadyny w naturze".
Kolejny przykład i częste, również bezrefleksyjne pytanie: "Dlaczego mam odsadzać ptaki po lęgach? Przecież w naturze nikt ich nie rozdziela!". Tu sprawa wygląda tak, że amadyny w warunkach naturalnych nie są po zakończeniu sezonu lęgów "tylko" zmęczone - one są wyczerpane. Dziennie przelatywały kilometry po pokarm (a ten niekoniecznie był w 100% dostępny i wartościowy), zmagały się z pogodą i przepychały z innymi gatunkami żeby przetrwać - po tym okresie ilość pokarmu spada dramatycznie i nie myślą o następnych tylko o przetrwaniu, a następnie wymianie piór (zobacz tutaj jak wygląda ten cykl). Pogoda i warunki naturalne dość brutalnie regulują te procesy. A w hodowli? Ptaki mają wszelki pokarm podsunięty pod dziób, zero problemów z warunkami atmosferycznymi i konkurencją, nie tracą energii na długie loty w poszukiwaniu jedzenia i w efekcie po lęgach samiczka jest oczywiście osłabiona (w końcu "wyprodukowała" jajka) ale za to samczyk prawie w ogóle - i może niemal natychmiast po usamodzielnieniu młodych stymulować samiczkę do kolejnych lęgów, co nie będzie dla niej bezpieczne. To jest ta różnica.
Co jest dobre dla mnie - jest dobre dla ptaków
W dzieciństwie czytałem książkę o rozbitku (to mógł być nawet fragment z "Robinsona Crusoe" ale nie pamiętam na 100%), w której ów nieszczęśnik zaobserwował, że ptaki jedzą jakieś owoce - i wydedukował, że skoro one je jedzą to są bezpieczne i sam też może się owymi owocami pożywić. Pomyślałem wtedy, że w realnym świecie z takim podejściem mógłby się nieco zdziwić - wiedziałem bowiem, dzięki zainteresowaniu ornitologią, że część niejadalnych bądź nawet trujących dla nas owoców (choćby niektóre gatunki jagód) bywa przysmakiem różnych gatunków ptaków ;)
W taki sposób też często myślą hodowcy - jeśli coś jest zdrowe dla ludzi, to pewnie też jest zdrowe dla ptaków - i stąd biorą się mity o "cudownych" właściwościach jakiegoś ziarna czy innego składnika pokarmu. No niestety ale nasze organizmy różnią się znacznie od ptasich i nie zawsze takie myślenie jest zgodne z rzeczywistością, poza tym ziarno i wyciąg z niego to dwie różne sprawy. Przykładem może być "czarnuszka" - znana u nas jako przyprawa posiadająca właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne - więc też stosowana jako środek odkażający i sprzyjający pozbyciu się pasożytów wewnętrznych. Przy czym działa to przy założeniu, że stosujemy wyciąg albo wspomniany olej z tejże czarnuszki - ekwiwalentem byłoby zjedzenie pewnie wiadra takich ziaren ;) A w sklepach zoologicznych najdziemy to ziarno w niektórych mieszankach dodatkowych dla ptaków, często jest to wapienko dla ptaków z czarnuszką lub osobno sprzedawane ziarenka w saszetce - i wyjaśnienie: "pomaga na choroby" albo standardowe i magiczne w hodowli: "pomaga w trawieniu" ;) A jak jest naprawdę? Według badań wpływ samych nasion czarnuszki na zdrowie ptaków jest znikomy, a przynajmniej wątpliwy, poza tym, że nieco mogą przytyć: https://www.european-poultry-science.com/
Zawsze więc należy mieć na uwadze powyższą kwestię i zanim damy coś nowego ptakom do jedzenia postarajmy się o jakieś naukowe potwierdzenie właściwości tegoż składnika - to oczywiście nie zawsze jest możliwe, bo takich badań może po prostu nie być - ale warto próbować, bo same porady amatorów-hodowców mogą być oparte o błędne wnioski idące z ich obserwacji.
Porady hodowców
Dzisiaj z łatwością można trafić na porady z całego świata zamieszczane w sieci - pytanie czy wszystkie są kierowane do Ciebie? Na przykład niedawno oglądałem na youtube porady brytyjskiego hodowcy kanarków, który już na początku stwierdził, że "prędzej czy później będziesz mieć problemy z ptasimi pchłami" - następnie przedstawił sposoby radzenia sobie z problemem. Szkopuł w tym, że za jego plecami stał ogromny regał z masą małych klateczek - i tak naprawdę ta porada była skierowana do takich jak on "hurtowych hodowców", którzy mając setki ptaków trzymają je w dalekich od ideału warunkach i te pchły to pewnie ich najmniejszy problem ;) Ty zaś, mając w swoim mieszkaniu klatkę z ptakami, którą czyścisz regularnie, nie jeździsz ze swoimi zwierzętami po wystawach, nie hodujesz przy okazji gołębi i drobiu, kupujesz markową karmę, nie przynosisz nowych osobników bez kwarantanny - masz niemal zerowe możliwości zafundowania swoim podopiecznym pasożytów. I z takich porad biorą się kolejne mity - przeciętny właściciel ptaszków bierze do siebie jakieś karkołomne sposoby na polepszenie zdrowia swoich ptaków i niepotrzebnie się stresuje na zapas.
To samo dotyczy porad w kwestii żywienia - co innego może powiedzieć ci hodowca, który ma 200 ptaków i kupuje karmę, która go zbytnio nie zuboży finansowo i jednocześnie będzie miała akceptowalną jakość, a co inego taki hodowca jak ja, który ma z 10 ptaków i na karmie oszczędzać nie musi.
...i okres owych porad
Wspomniałem wyżej o temperaturze i o związanych z tym błędnych obserwacjach sprzed lat. To samo dotyczy wielu innych porad jakie znajdziemy w książkach sprzed kilku dekad. Przykłady jakie pamiętam ze starych książek: "nie podawać wody do kąpieli po godzinie szesnastej" albo "nie podawać karmy jajecznej po szesnastej" itp. W oryginalnych wersjach było dodane "...gdy w domu robi się chłodniej" - bo faktycznie w kamienicach wieczorem było chłodniej - ale dzisiaj o tym się nie pamięta i te porady często się słyszy już bez tego wyjaśnienia - czyli nie dawać karmy jajecznej po południu "bo tak" ;) Oczywiście wiem, że teraz też wiele osób mieszka w tak ogrzewanych domach ale to już nie jest norma jak kiedyś.
Podobnie z "receptą" przy zapaciu jaja - pierwszy raz przeczytałem o tym w książce z lat chyba sześćdziesiątych - czyli zawijamy ptaka w ściereczkę i trzymamy nad parą (tak żeby nie poparzyć). No więc ta porada pochodzi z czasów gdy nie za bardzo była możliwość zapewnienia ciepłą i wilgoci, bo nikt nie będzie grzał wieczorem w piecu z powodu kanarka ;) Teraz w przeciętnym mieszkaniu ten sam efekt osiągniemy po prostu stawiając klatkę bliżej grzejnika albo włączając termowentylator itp.
Druga kwestia to nowe badania. Tak naprawdę w przypadku amadyn możemy mówić o ostatnich 20 latach - bo dopiero w tym okresie podjęto precyzyjne naukowe badania tego gatunku w naturze, część poprzednich obserwacji się zdezaktualizowała, do gry weszła technika itp. Tak więc przykładowo książka absolutnego autorytetu Mike'a Fidlera i profesora Stevarta Evansa "The Gouldian Finch" w swoim drugim wydaniu różni się od wydania pierwszego (z 1986 roku), bo doszły informacje z nowych badań, obserwacji i wniosków - w takich przypadkach mamy czasami do czynienia z 2-3 różnymi książkami o tych samych tytułach (zależnie od ilości wydań).
Zdrowe osobniki
Na koniec - wszystkie negatywne mity mogą okazać się prawdą jeśli kupisz słabe (genetycznie, zdrowotnie) osobniki z kiepskiej hodowli. Powyższe mity będą mitami tylko wtedy gdy nabędziesz zdrowe, silne ptaki od pewnego hodowcy.
To na razie tyle - w razie jak przypomni mi się coś więcej to dodam kolejne punkty ;)